poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Wycieczka do Biskupina i refleksja nad nauką wykorzystywaną do manipulacji

 W lipcu dostałem szansę aby razem z rodziną wybrać się na zwiedzanie Muzeum Archeologicznego w Biskupinie. 



Muzeum było czynne i można je było zwiedzać realnie, a nie wirtualnie. Co w czasach pandemicznej mody na zamykanie wszystkiego (nawet obiektów na otwartej przestrzeni) wydaje się już dużym odpuszczeniem w rygorach.

Ale nie o pandemii chcę tu pisać.

Zwiedzenie tego muzeum mogę szczerze polecić każdemu. Bo każdy znajdzie tu dla siebie coś ciekawego. Czego dowodem może być fakt, że nawet moje córki (obie) zwiedzały ten obiekt z dużym zainteresowaniem. A znalezienie atrakcji, która nie nudzi nastolatka/nastolatki to już jest nie lada wyczyn.

Zarządowi Muzeum Archeologicznego w Biskupinie można pogratulować sprawnego działania oraz dobrych pomysłów na prowadzenie powierzonego mu skarbu. Bo jego zwiedzanie to aktywna lekcja i żywy kontakt z historią oraz prehistorią.

To co mnie zaszokowało (pozytywnie) to fakt, że osobami pracującymi na terenie tego archeologicznego rezerwatu można swobodnie rozmawiać. Nie ma tu nudnych wykładów... Jest natomiast szansa na swobodną dyskusję oraz zadawanie pytań np. dotyczących tego kim byli pierwotni mieszkańcy Biskupina i jak żyli.

To bardzo ciekawy ale i drażliwy temat, do którego należy podchodzić z dużą dozą ostrożności.

Badania nad osadą w Biskupinie były już wykorzystywane do wysuwania różnych karkołomnych tez na temat przynależności etnicznej pierwotnych mieszkańców tego grodu. I tak miał to być dla jednych dowód na obecność na tych ziemiach ludów germańskich... Bo dla "naukowców" ogarniętych ideologią germańskiego nadczłowieka wszelkie przejawy wyższej kultury musiały być tego dowodem. Musiały i już...

Niestety w dobie udowadniania odwiecznych praw Polski do ziem między Odrą a Bugiem też sporo ponaciągano w celu wykazania prasłowiańskości tych obszarów.

Cóż... Można było naciągać bo o tym jakim językiem posługiwali się pierwotni mieszkańcy Biskupina nie wiemy właściwie nic. Więc wszystkie tezy o germańskości lub słowiańskości są jak na razie patykiem na wodzie pisane. A wiara w to, że dowód znajdzie się w badaniach DNA imo jest też mocno przewartościowana. 

Ale to nie koniec...

Bardzo zaciekawiły mnie informacje na temat prawdopodobnych przyczyn upadku osady w Biskupinie.

Otóż obecnie mocno lansowaną teorią jest pogląd mówiący o tym, że gdzieś tak około 550 r p.n.e "w wyniku zmian klimatycznych" doszło do podniesienia poziomu wody w jeziorze.

I tu moja szczęka chyba znalazła się gdzieś w pobliżu klepiska biskupińskiej chaty.

Tak... Teoria gwałtownych zmian klimatycznych jest dobra na wszystko. I co najważniejsze.... Można ją stosować dowolnie i w odniesieniu do każdego wybranego odcinka naszej historii. Także tej sprzed epoki przemysłowej. Bo pierwotna osada w Biskupinie powstała w czasach gdy gęstość zaludnienia w Europie była niska, a znaczne obszary kontynentu porastały jeszcze pierwotne lasy, w których żaden Szyszko nie prowadził gospodarki leśnej. 

Bo mogło się zdarzyć, że mieszkańcy takiej osady wytrzebili okoliczne lasy, wyjałowili okoliczne pola, może nawet zanieczyścili wodę w jeziorze. Ale ich gospodarka nie miała praktycznie żadnego wpływu na stan klimatu na całej planecie.

Cóż... Najwyraźniej taki mamy tu klimat, że czasem gwałtownie się zmienia i zaskakuje ludzi. Nawet naukowców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz