Polska to dziki kraj, a ludzie tu żyjący nadal wstydu nie mają.
Dzikusy
nadal akceptują publiczne paradowanie za zboczeniem polegającym na
uprawianiu w miejscach ogólnodostępnych różnych form "pettingu". I nie
chodzi mi tu o publiczne drażnienie okolic szczególnie wrażliwych, a o
zaśmiecanie przestrzeni publicznej petami.
Idziesz na plażę i
chcesz się spokojnie nacieszyć słońcem, ciepłym piaskiem i tym co
dyskretnie widać zza parawanów, a tymczasem już przy pierwszej próbie
zalegnięcia na wygrzanym piasku dostrzegasz liczne ślady po palaczach,
którzy wcześniej uprawiali w tym miejscu "petting".
Zgorszony
porzucasz plażę i idziesz do najbliższej knajpki... Ale i tu na wejściu
wita cię słoik pełen petów. Widok, który właściwie powinien odbierać
apetyt najwyraźniej nie przeszkadza znacznej liczbie palących (i
niepalących) dzikusów z kraju nad Wisłą.
Zaczynasz się zastanawiać
na tym kim są ci dzicy swawolnicy od publicznego "pettingu" i ze
zgorszeniem stwierdzasz, że to zboczenie szerzy się wśród wszystkich
warstw społecznych już prawie IVej RP. Tak samo petują menele pod budką z
piwem jak i korpoludki na schodach przed biurowcem oraz studenci na
wygonie...
Jedziesz samochodem, a na twojej szybie nagle ląduje
pet wyrzucony przez zboczeńca petujacego się w ciężarówce. Zajeżdżasz na
parking by odetchnąć a tam witają cię kupki petów, które sobie tam
postanowili wytrzepać z popielniczek właściciele służbowych lexusów,
octavii i/lub fordów.
***
Najbardziej wyrafinowaną formą "pettingu" w PL jest "PETting" wysokogórski.
Polega on na zabieraniu ze sobą butelek z piciem i pozostawianiu nich na szlaku pustych.
Dzięki
tej formie publicznego "PETtingu" tatrzańskie i bieszczadzkie szlaki
zostały ubogacone plastikiem w formie bardzo różnorodnych opakowań PET.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz